Strona startowa
Troche o łowieniu
Ryby białe
Ryby drapieżne
Regulamin PZW
Sposób na rybe:
Wymiary Ochronne
Zwiększyć skuteczność
Metody łowienia:
Przysmaczne rybom
Rekordy Polski
Pogoda
Kuchnia
Kalendarz Brań
Galeria
Forum

Trochę o łowieniu  

Jeżeli pojawiamy się pierwszy raz nad jakąś wodą, to nie gorączkujmy się. Najpierw poprzyglądajmy się jak ona wygląda i poszukajmy odpowiedniego stanowiska. Jeżeli zbiornik jest nie duży, to z pewnością w krótkim czasie zdążymy się przynajmniej częściowo rozeznać w sytuacji, a doświadczenie i intuicja podpowiedzą swoje. Może uda nam się spotkać życzliwego wędkarza, który coś podpowie, a może sami zauważymy coś ciekawego. Ten czas jest tylko pozornie stracony. Łowienie na chybił trafił, z reguły kończy się fiaskiem.

Podstawową sprawą na stanowisku wędkarskim jest zachowanie ładu i porządku. Trzeba się zastanowić co i gdzie umieścić aby było wygodnie. Graty powinny być tak poustawiane, aby był do nich łatwy dostęp, ale z drugiej strony nie mogą pałętać się pod nogami. Jeżeli nie ma bieżącej potrzeby, pudełka wędkarskie są zamknięte. Wszystko musi mieć swoje miejsce. Widziałem kiedyś wędkarza, gdy podrywając się do wędki, wpadł w otwarte, stojące pod nogami pudełko wędkarskie. Cała zawartość znalazła się w jeziorze. A mogło być inaczej, gdyby był przezorny i zachował porządek.

Podbierak powinien być rozłożony i ułożony tak, aby był dostępny w każdej chwili, a nie gdzieś z boku, albo w samochodzie, bo gdy jest potrzebny, to go tak naprawdę nie ma pod ręką. Odhaczacz oraz nóż lub nożyczki muszą być bezpośrednio dostępne w każdej chwili (najlepiej trzymać w kieszeni). Pod ręką musi być jedna szmatka do wycierania rąk, a druga dobrze mokra do zasłonięcia oczu dużej rybie, gdy już znajdzie się na brzegu czy w łodzi. Leży wtedy spokojnie i nie narażamy jej na obtarcia. Z tego powodu złowionego dużą rybę dobrze jest układać na specjalnym materacyku lub chociaż na folii, którą również możemy wykorzystać jako osłonę sprzętu w razie nagłego deszczu.

Gdy trzymamy nasz okaz do fotki i pomiarów, pamiętajmy aby go zwilżać raz po raz delikatnie polewając wodą, choćby kubkiem do nawadniania zanęty lub ręką. Jeżeli haczyk utkwi zbyt głęboko, nie wyjmujmy go na siłę. Zetnijmy żyłkę, a ryba sama sobie szybko z nim poradzi w wodzie i go wypluje. Pomimo, że duży prosiaczek to wspaniałe trofeum, którym chcielibyśmy się pochwalić najbliższym, wypuśćmy go z powrotem do wody.

Gdy kiedyś okazałą rybę położyłem w domu i zacząłem się przyglądać, zrobiło mi się jej żal. To uczucie dręczy później przez lata. Wypuszczona piękna ryba mogłaby w przyszłości dostarczyć wielu emocji jak nie mnie, to innemu wędkarzowi, a poza tym to wspaniały dar natury, który powinniśmy szanować. Zapewniam, iż taki duży w niczym nie przypomina smakowitego dania.

Jeżeli nie chcemy przeżywać niepotrzebnych stresów, wędki z kołowrotkami przewozimy w pokrowcach i uzbrajamy sprzęt nad wodą. Luzem, uzbrojone lub nie, rzucone do bagażnika, to kiepski sposób, a często go się daje zaobserwować. A potem dziwimy się dlaczego, kołowrotek zgrzyta i nie chce pracować jak powinien, obite wędzisko w najważniejszym momencie łamie się w drzazgi, a uszkodzona żyłka pęka, choć nie powinna. Czasem już na wstępie klniemy, bo przy wyjmowaniu sprzętu z bagażnika, haczyk gdzieś zaczepił i zestaw się porwał.

Pamiętajmy, że wędzisko i kołowrotek z żyłką nie może się nigdzie obijać i obcierać, ani w transporcie, ani na łowisku. Węglówki to dobry materiał, ale i łatwo go uszkodzić. Zwracajmy uwagę również, aby sprzęt, a szczególnie kołowrotek nie miał styczności z piachem. Kwarc mechanizmy kołowrotków wręcz dewastuje.

Przy holowaniu dużej ryby należy zachować zimną krew. Wędzisko z żyłką nie może tworzyć kąta ostrego, bo gdy ryba gwałtownie szarpnie może złamać sprzęt albo się urwie. Mimo wyregulowanego prawidłowo hamulca, przy mocno wygiętym kiju, żyłka stawia dodatkowy, zdecydowanie większy opór na przelotkach, a wędzisko wówczas nie jest już wstanie nic zamortyzować. Tracimy również kontrolę nad poczynaniami ryby i zwiększamy jej szansę na ucieczkę w zawady. To często popełniany błąd jaki można zaobserwować nad wodą. Później tylko snujemy opowieści jaki był olbrzymi okaz, połamał, porwał wędkę i zwiał. A tak naprawdę miał trzy, no może cztery kilo.

Wędka musi być trzymana tak aby tworzyła z żyłką kąt co najmniej prosty, a najlepiej kąt rozwarty około 120 stopni. Wówczas i hamulec popuści i wędzisko zamortyzuje atak ryby powodując jej coraz większe zmęczenie.

Jeżeli jesteśmy sami i podbieramy zmęczoną, poddającą się rybę, z reguły właśnie jesteśmy zmuszeni do takiego nieprawidłowego trzymania wędki. Lepiej jest wtedy przykucnąć, lub przyklęknąć na jedno kolano cofając jedną nogę do tyłu i dolnik oprzeć o podłoże blokując przed poślizgiem stopą, a rękę przełożyć wyżej poza uchwyt kołowrotka i powoli podciągać rybę do podbieraka. Po nabraniu wprawy nie zdarzy się przegięcie wędziska do tyłu, a i łatwiej będzie szybko zamortyzować zryw ryby przez ponowne opuszczenie kija.

Podobny błąd popełniany jest przy zacinaniu ryby. Nie trzeba robić tego gwałtownym wymachem hen do tyłu za siebie. Albo złamiemy wędzisko, albo zerwiemy zestaw. Wcześniej czy później jest to nieuniknione. Wystarczy podkręcić kołowrotkiem naprężając żyłkę i od razu podnieść do góry prawie w pion wędkę. Przy dużych odległościach w ogóle nie zacinam, a tylko mocno naprężam żyłkę i podnoszę kij do góry. Ryba sama się zacina i nie ma co czynić dodatkowych wysiłków. Robiąc odjazdy, powoduje coraz głębszą penetrację haczyka w ciało. Ważniejsze jest wtedy kontrolować poczynania ryby i nie dać jej luzu.

Nie należy również na siłę skręcać żyłki, gdy ryba właśnie ją wyciąga, a hamulec mało nie dymi. Nie uratuje to nas przed ucieczką jej w zawady, a wręcz przeciwnie, gdyż uniemożliwiamy zatrzymanie ryby w miejscu. Ja robię to w ten sposób, że gdy żyłka tworzy z wędziskiem kąt około 120 stopni, reguluję hamulec do granic wytrzymałości przyponu, ale żeby nie pękł i odpuszczam pokrętło o trzy pyknięcia sprężyny sygnalizacyjnej. Gdy karp ucieka w zawady wykorzystuję w ostateczności ten kawałek obrotu i gdy ryba poczuje nieco silniejszy opór, czasem staje i zmienia kierunek. Zasadniczo jednak próbuję manewrów wędziskiem.

Odzyskiwanie żyłki wykonuje się przez skręcanie i pompowanie w trakcie rybiego odpoczywania i mniejszego uciągu. Wykorzystujemy do tego każdą nadarzającą się chwilę. Nie możemy jednocześnie zbyt mocno opuszczać wędziska, bo duże ryby prą mocno do dna próbując przetrzeć żyłkę o kamienie i inne zawady denne.

W końcowej fazie holu, gdy wydaje się, że ryba słabnie i już się poddaje, nie możemy być jeszcze pewni sukcesu i tracić głowy. Często w ostatniej chwili przed podbierakiem zrywa się jeszcze raz do ucieczki. Gdy nie jesteśmy skupieni, nierzadko wykorzystuje swą ostatnią szansę i znika w odmętach.

Pamiętajmy również, że to rybę naprowadzamy na podbierak i nie ganiajmy jej po wodzie, bo tylko ją płoszymy, a patrzącym na to z boku przypomina mieszanie zupy chochlą w olbrzymim garze polowej kuchni.

Jeżeli zarzucimy wędki, trzeba wykazać trochę cierpliwości. Nie ściągajmy co kilka minut zestawów, bo karpie, liny i leszcze, to nie są płotki i uklejki. Często na branie czeka się dwie trzy godziny, czasem nawet sporo więcej czasu trzeba poświęcić przy polowaniu na grubego zwierza. Sprawdzanie zestawu raz na trzy cztery godziny jest zupełnie wystarczające, no może w przypadku leszcza trochę częściej. Chyba że było niedokończone branie, ale i wtedy trzeba odczekać parę minut, a nawet kwadrans, bo może się powtórzyć.

Gdy łowimy z łodzi nie wstajemy bez wyraźnej potrzeby, a już z całą pewnością siedzimy w niej przy holowaniu okazałej ryby. Nie każdy to potrafi, a jest to bardzo ważne. Łatwo się potknąć będąc zaaferowanym walczącą rybą i zażyć przymusowej kąpieli. Nad wodą zwracamy uwagę na puste torebki papierowe i nylonowe, które łatwo porywa wiatr i powoduje zaśmiecanie terenu. Wystarczy na czas je schować lub przycisnąć czymś cięższym, aby tego uniknąć.

Przed samym wyjazdem dobrze sprawdźmy, czy wszystko spakowaliśmy, aby nad wodą nie pomstować swojej sklerozy. Chyba na zawsze zapamiętam osiemdziesięciokilometrowy powrót do domu, po wyszukaną przynętę własnej roboty, która została w lodówce.

Z kolei gdy mamy wracać z ryb i jesteśmy już spakowani, jeszcze raz sprawdźmy czy nic nie zostawiamy nad wodą, w tym również puste opakowania i śmieci. Do palaczy; nie wrzucamy petów do wody, ani nie wgniatamy ich pomiędzy deski pomostów lub w ziemię. To częsty niestety widok nad wodą. Skoro stać nas na papierosy, to i powinno być stać na choćby najprostszy zamykany pojemnik na pety. Sam jestem nałogowym i namiętnym palaczem, ale widok porozrzucanych i mięknących w wodzie petów, jest dla mnie odrażający.

Ryby, które przeznaczamy do zabrania, przed spakowaniem uśmiercamy, aby oszczędzić im usypiania w męczarniach duszenia. Wykonujemy to silnym uderzeniem w łeb ryby, albo ostrym nożem szybko przecinamy kark za głową przechodząc przez kręgosłup. Ten drugi sposób uważam za skuteczniejszy, gdyż powoduje pewną i natychmiastową śmierć po przerwaniu mlecza kręgowego, a jednocześnie powoduje odpływ krwi z ciała ryb.

Nie oprawiamy ryb nad wodą pozostawiając po sobie śmietnik. Jeżeli już to zabierzmy ze sobą łuski oraz wnętrzności i wyrzućmy je do śmietnika na pierwszym przydrożnym parkingu.

Myślę, że choć niektórym czasem trochę wytknąłem, przysłowiowo wsadzając kij do mrowiska, wybaczycie mi te uwagi, a opisane moje wnioski i spostrzeżenia, potraktujecie jako cenne i przydatne uwagi, płynące z wędkarskiego serca.


Dodatki na bloga
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja